Czy to naprawdę nuda, czy może coś więcej?
Czasem wydaje się, że robimy rzeczy na autopilocie. Idziemy tą samą trasą do pracy, siadamy przy tym samym stoliku w kawiarni, wybieramy to samo danie w restauracji, choć menu ma przecież dziesiątki innych opcji. To nie przypadek. Wracamy do tych samych miejsc nie dlatego, że brakuje nam wyobraźni, ale dlatego, że w codzienności szukamy zakotwiczenia.
W świecie, w którym ciągle coś się zmienia – wiadomości, technologie, rytmy pracy – potrzeba czegoś stałego staje się naszym cichym kompasem. Miejsca, do których wracamy, nie muszą być wyjątkowe. Często są wręcz zwyczajne. Ławka pod blokiem, sklepik na rogu, krzesło przy kuchennym stole. Ale to właśnie ich powtarzalność nadaje im wartość.
Powrót jako forma pamięci i obecności
Kiedy wracamy do znanego miejsca, często wracamy też do jakiegoś stanu – spokoju, koncentracji, bezpieczeństwa. Bywa, że to właśnie tam coś kiedyś zrozumieliśmy, wypłakaliśmy się, odpoczęliśmy. Miejsce staje się kontenerem na emocje, myśli i doświadczenia. Nawet jeśli dziś już nie przeżywamy tam nic wielkiego – pamięć działa w tle.
Wielu z nas ma swoje „ulubione ścieżki”. Znamy każdy zakręt, każdą ławkę, rytm kroków. I choć moglibyśmy iść inaczej, robimy to, jakbyśmy wracali do siebie. To trochę jak z książką, którą czytaliśmy kilka razy – znamy treść, a mimo to odkrywamy coś nowego, bo to my jesteśmy inni niż ostatnio.
Warto w tym miejscu przypomnieć wpis o sile nudnych momentów, które – choć często lekceważone – są fundamentem codzienności. Tak samo jak powroty do tych samych miejsc. One też są rytmem, który koi.
Czego uczą nas nasze powroty?
Po pierwsze – że nie wszystko musi być nowe, by było wartościowe. Świat uczy nas ciągłej zmiany, ale nasze wewnętrzne tempo często potrzebuje stałości. To nie sprzeczność – to równowaga.
Po drugie – że małe, powtarzalne gesty mają znaczenie. Nawet jeśli nie są spektakularne. Nasz umysł i ciało rejestrują powtarzalność jako znak bezpieczeństwa. Dlatego tak dobrze czujemy się w miejscach „naszych” – nawet jeśli nie mają one nic z katalogów estetycznych.
I wreszcie – powroty uczą nas uważności. Bo każde miejsce, nawet to dobrze znane, może wyglądać inaczej, gdy jesteśmy w innym nastroju. Powtarzalność nie musi oznaczać nudy. Może być szansą na pogłębienie, zatrzymanie, oddech.
Wracamy do tych samych miejsc częściej, niż nam się wydaje. I może właśnie dzięki temu nie gubimy siebie w świecie, który nieustannie biegnie do przodu.
